okładki Naciśnij mnie i Turlututu

„Naciśnij mnie” i „Turlututu. A kuku, to ja!”

Autor: Herve Tullet

Wydawnictwo: Babaryba

przykładowa strona książki "Naciśnij mnie"O książce „Naciśnij mnie” usłyszałam na długo, zanim sama zostałam mamą i zaczęłam przeglądać literaturę dla najmłodszych. Kiedy poprosiłam koleżankę pracującą w bardzo dobrej księgarni (pozdrawiam Cię, Dorota!) o lekturę dla córki znajomej, poleciła mi m.in. ją. Zaznaczyła jednak, że to bardzo popularna pozycja i nie wiadomo, czy mała już jej nie ma. Rzeczywiście, miała, więc ostatecznie wybrałam inną.

 

 

 

zabawa z "Naciśnij mnie"Minęło kilka lat, a „Naciśnij mnie” kupiłam – tylko że już własnemu dziecku. I dopiero wówczas odkryłam jej fenomen. To nie jest zwykła książka. To pozycja, która funkcjonuje trochę jak aplikacja czy gra komputerowa. Jest, hmm, interaktywna. Zawiera komendy typu potrząśnij książką czy naciśnij kropkę po prawej stronie, po wykonaniu których dziecko obserwuje, co się dzieje. Schemat prosty i powtarzalny, a dzieci chcą bawić się tak wiele razy, że dorosłemu może się to znudzić. „Jeszcze raz” – słyszałam, ilekroć dochodziłyśmy do ostatniej strony.

Zachęcona odbiorem „Naciśnij mnie” (i podkręcana przez córkę pokazującą zamieszczone z tyłu okładki innych książek Tulleta i mówiącą „A może to kupimy?”) nabyłam jeszcze „Turlututu. A kuku, to ja!”. I nie żałowałam. Książka ma bohatera, tytułowego Turlututu, który porusza się statkiem kosmicznym, ma kosmicznych znajomych, maluje, czaruje, rośnie… Turlututu robi dużo różnych rzeczy, ale nie sam – trzeba mu pomóc. Jak? Żeby mógł polecieć swoim nowym statkiem kosmicznym, trzeba wcisnąć guzik na obrazku przedstawiającym kokpit. Żeby pomóc mu wymieszać farby, trzeba potrząsnąć książką. Żeby sprawić, by zamiast deszczu zaczęło świecić słońce – trzeba zaśpiewać. Zadania są fajne i angażujące dziecko, a efekty naszych starań widać od razu po przewróceniu strony.

"Turlututu" - przykładowa strona„Turlututu” i „Naciśnij mnie” dobrze sprawdziły się w naszym domu. Gdybym miała wybierać jedną z nich, chyba postawiłabym na „Turlututu” – więcej się dzieje i zadania są bardziej różnorodne. Obie są według mnie skierowane do dwu- i trzylatków, przy czym przygodę z Tulletem zaczynałabym od „Turlututu” (innych książek nie znam, więc nie podejmuję się o nich wspominać) – wydaje się, że jest on dla młodszych dzieci. W „Naciśnij mnie” dziecko musi pocierać kropki to z prawej, to z lewej strony, a nie każde jeszcze potrafi je odróżnić (inna rzecz, że dzięki książce może się tego nauczyć).

Obie pozycje są kreatywne, edukacyjne, angażują maluchy do zabawy. I działają trochę tak, jakby nie były książkami. Nie tak wiele jest przecież lektur, które każą dziecku a to dmuchnąć, a to zaklaskać, a to pokręcić książką. Radości i śmiechu przy nich jest co niemiara.

No dobra, to teraz ocena. Będzie piątka."Turlututu" - przykładowa strona

Dlaczego tak mało, pewnie zapytacie, skoro książki mają walory edukacyjne. Moja córka bardzo te książki lubiła i lubi (chociaż teraz, gdy skończyła trzy lata, prosi o nie coraz rzadziej), był czas, kiedy czytałyśmy je na okrągło. Ja byłam nią już mocno znudzona (bo ile można?), lecz moja córka w żadnym stopniu. Szóstki nie daję, bo pozostawiam tę ocenę dla książek, które niosą ze sobą przesłanie, uczą jakiejś prawdy o życiu. Tu tego nie ma (ale przecież nie musi). Tak to sobie wymyśliłam. Ale piątka to przecież też bardzo dobra ocena.

Zapraszam również do zapoznania się z recenzją książki „Turlututu, gdzie jesteś?” oraz „A gdzie tytuł?”.

Dodaj komentarz