Dzieciaki już leżały w łóżkach, coś im czytałam, kiedy za ścianą rozległ się krzyk. „Jest pytanie! O Paddingtona!”. Dzieciaki wyrwały z łóżek, ja za nimi, wbiegły do pokoju obok, ja za nimi. Patrzymy. W telewizorze „Milionerzy”, a na ekranie pytanie, które Hubert Urbański jeszcze powtórzył. Mój pięcioletni syn otworzył usta ze zdziwienia. Znał odpowiedź na pytanie o milion złotych.
Pytanie brzmiało tak: Miś Paddington, którego państwo Brown znaleźli na dworcu kolejowym w Londynie, pochodzi z mrocznych zakątków…
Ja wiem, ja wiem! – chwaliła się moja córka. A syn po prostu wyszeptał z niedowierzaniem: Peru…

Tak to się zaczęło
Miś, zwany Paddington, ma imię od nazwy dworca, na którym znaleźli go państwo Brown. Pani Brown uznała, że miś, który ma nienaganne maniery i jest bardzo elokwentny, zasługuje na wytworne i niepospolite imię. Zupełnie jak nazwa dworca, na którym się akurat znajdowali.
Połączył ich przypadek i odruch serca. Państwo Brown przybyli na stację, by odebrać z niej swoją córkę Judytę, a miś właśnie przybył do Londynu. Był zmęczony, brudny, głodny. Pani Brown i Judyta z miejsca wiedzą, że misiowi trzeba pomóc – ma kartkę na szyi z napisem „Proszę zaopiekować się tym niedźwiadkiem. Dziękuję”, a pan Brown, cóż, ma pewne opory przed zabraniem misia do domu, ale że serce ma dobre, to długo go namawiać nie trzeba.
Skąd jednak miś w Londynie? Otóż jego ciocia Lucy, zanim poszła do domu dla emerytowanych niedźwiedzi, długo przygotowywała go do życia gdzie indziej. Chciała dla niego lepszego życia, parła, by uczył się angielskiego. I miś wyruszył – z mrocznych odmętów Peru, potem statkiem, ukryty w łodzi ratunkowej, wreszcie koleją, aż znalazł się na dworcu. W podróży żywił się ulubioną marmoladą. Marmolada będzie towarzyszyła Paddingtonowi przez większość opowieści, to jego przysmak.

Nowe życie Paddingtona
Miś w Londynie – nawet taki o nienagannych manierach – to jednak trochę jak słoń w składzie porcelany. Ot, gdy ma się wykąpać, zalewa łazienkę. Ale ma złote serce i dobre intencje, zawsze chce pomóc, ma poczucie sprawiedliwości i w ogóle da się lubić. Z całą pewnością jest bohaterem pozytywnym, w książce nie ma żadnych straszności, więc wydaje się książką idealną dla dzieci.
Pytanie tylko: dla dzieci w jakim wieku? Sam autor Michael Bond zaznaczył, że nie jest to książka pisana z myślą o jakiejś konkretnej grupie wiekowej. Zastrzegł, że nie zamierzał upraszczać, a po prostu napisać ciekawą książkę na wszystkich poziomach – później mówił, że przygody Paddingtona śledzili także dorośli. Rzeczywiście, nie upraszczał. Spójrzmy na język. Jest piękny, zdania rozbudowane, słowa bywają wyszukane, a jednocześnie całość świetnie brzmi. Wiem, bo czytałam książkę dzieciom na głos. Jest tak napisana, że przykuwa uwagę.
Książkowy Paddington ma ponad 60 lat
Paddington ma szczęście do przenoszenia go na ekran. Podobał nam się film w reżyserii Paula Kinga. Animowane historyjki oglądamy zaś codziennie na jednym z dziecięcych kanałów. Pewnie gdyby ta rysunkowa wersja nie była taka fajna, nie znalibyśmy książki. Bo u nas zainteresowanie zaczęło się od bohatera, którego moje dzieci polubiły dzięki francusko-brytyjskiej wersji animowanych nowych przygód misia. Powiem szczerze: też bardzo je lubię.

„Miś zwany Paddington”
Tekst: Michael Bond
Ilustracje: Peggy Fortnum
Tłumaczenie: Kazimierz Piotrowski
Wydawnictwo: Znak