Wielka księga supermocy

„Wielka księga supermocy”. Po tym tytule spodziewałam się cudu

Jakiś czas temu postanowiłam, że będę sprowadzać do domu książki spod znaku edukacji emocjonalnej dziecka. Zachęcona pozytywnymi recenzjami w internecie kupiłam „Wielką księgę supermocy”, która tekst o emocjonalnej edukacji ma nawet na okładce. Niestety, okazaliśmy się opornymi uczniami.

Przyznaję: tytuł zachęca. Supermoc jest tu użyta w znaczeniu talent, szczególna właściwość. Ale jak mizernie brzmi słowo „talent” w porównaniu do nośnego „supermoc”. Mój syn ciągle mówi, że ma moc X lub Y, w zależności od tego, jaką kreskówkę aktualnie ogląda.

Zachęcają także ilustracje. Rocio Bonilla rysuje pięknie i w sposób bardzo atrakcyjny dla dzieci. Podobały nam się jej prace np. w książce „Mój brat!”, „Moja siostra!”.

Za treść odpowiada zaś Susanna Isern, pisarka i psycholożka. Pomysł, jak mniemam, był taki, by zwrócić uwagę na cechę, coś, w czym, jesteśmy dobrzy i co sprawia nam przyjemność. Co najważniejsze, ta supermoc wcale nie musi być nie z tej ziemi, przeciwnie – jest w naszym zasięgu, za to daje olbrzymie możliwości.

„Carlos potrafi odnaleźć czerwoną, gryzącą mrówkę wśród miliona czarnych. Umie usłyszeć dzwoneczek zagubionego kota w największym tłoku i zgiełku. I potrafi wyczuć zepsute jedzenie, nawet jeśli jest ukryte w sosach i przyprawach” – ta supermoc z jakiegoś powodu zrobiła potężne wrażenie na mojej córce, to był wręcz podziw.

Tymi mocami są np. optymizm, uwaga, zwinność, organizacja, gotowanie, adaptacja, kreatywność. Wiele, jak widać, jest abstrakcyjnych, małe dzieci mogą nawet nie znać tych słów albo mieć zaledwie mgliste o nich pojęcie (adaptacja, wrrr). Czy wyjaśnienia będą dla nich jasne? Niestety nie zawsze.

Laura jest niczym manat, który potrafi żyć w wodzie słodkiej i słonej. Ma zdolność dostosowywania się do każdego miejsce i każdej sytuacji. Jeśli trzeba odwiedzić biegun, Laura zmienia się Inuitkę, zdolną przetrwać w lodowatych morzach. Jeśli wyzwaniem jest przebrnięcie przez pustynię, staje się Beduinką, wędrującą na swym wielbłądzie po wydmach Sahary.

– To jest za trudne – mówi moja sześciolatka.

Rzeczywiście pytania cisną się tu same: jak wygląda manat? Kim są Inuici? A kiedy już to wiemy, to dlaczego nie powinno się nazywać ich Eskimosami? Pytanie o supermoc Laury jest tylko wisienką na torcie.
Uspokajam. Na szczęście nie wszystkie zdolności są opisane w ten sposób. Jest i prościej.

Każda supermoc przekazana jest w formie opisu. Opis składa się na pewnego rodzaju zagadkę. Co to za supermoc? To pewnie fajnie może się sprawdzić w szkole, na jakichś zajęciach. Wyobrażam sobie, że książka Susanny Isern może być fajną pomocą dla nauczyciela, który temat będzie chciał rozwijać o rozmowę z dziećmi i pytania o ich supermoce.

Ja do czytania z dziećmi w domu wolę jednak coś, co tworzy dłuższą historię i ma fabułę. Opisy supermocy nie interesują moich dzieci (z małymi wyjątkami), a ciężko przejść do dalszej rozmowy, jeśli książka nie wciąga.

Ale próbowałam. Po każdym bohaterze i jego supermocy pytałam: czy to też jest twoja supermoc? Dziecko oceniało. Tylko co dalej? Jakoś nie czuję, by dziecko miało przez to większą świadomość swoich mocnych i słabych stron. Zresztą przy tych bohaterach, którzy mają cechę podniesioną do potęgi, nasze talenty wypadają dość blado. Nawet moja córka, zapytana o to, czy jej supermocą jest czytanie, odparła: o rety, chyba nie… Naprawdę trzeba uczynić ze swego domu bibliotekę, by zasłużyć na tę odznakę? Może i dobrze, że ta książka nie chwyciła, bo nie chcę tłumaczyć dzieciom, że ich zainteresowania – choć nie występują w formie ekstremalnej – też są mocami.

To jest jednak wtórne. Kluczowe jest dla mnie to, że książka u nas nie chwyciła i na powroty się nie zanosi. Na podstawie odbioru swojego i moich dwóch pociech odpowiem krótko: szału nie ma. Oczekiwałam po niej dużo więcej.

„Wielka księga supermocy”

Tekst: Susanna Isern
Ilustracje: Rocio Bonilla
Tłumaczenie: Jowita Maksymowicz-Hamann
Wydawnictwo: Mamania

Dodaj komentarz