Babcocha

„Babcocha”. Tak wygląda współczesna bajka

Dobra książka dla dzieci musi podobać się też dorosłym. Inaczej nie będą chcieli jej czytać swoim pociechom. Tak. Znalazłam lekturę dla siebie. Przy „Babcosze” mój entuzjazm sięga zenitu.

Babcocha jest czarownicą. Taką dobrą, co to dzieci nie zjada, ale w okolicy potrafi nieźle namieszać. Namieszać w dobrej wierze. Nauczy Zenona Bąbla, że śmieci do lasu się nie wyrzuca, pozbawi raz na zawsze sklepową Renatę obrzydliwego włosa na brodzie i uczyni z Antoniego Ryby najlepszego tatę na świecie.

Babcocha czaruje, strzelając palcami u stóp. Ma też do dyspozycji Orzechowe Licho, które czasem jej się słucha, a czasem ma własne pomysły na to, jak zaradzić sytuacji w małej miejscowości o swojsko brzmiącej nazwie Grajdołek. Babcocha wyje do księżyca, co jak wiadomo potrafi czasem przynieść ulgę, ma też cedzidło czasu, pozwalające zamienić dziś na wczoraj, a wczoraj na jutro. Babcocha wiele potrafi. Potrafi też zwyczajnie rozsądnie pomyśleć i zobaczyć to, czego ludzie widzący tylko czubek własnego nosa już nie dostrzegają.

Jest czarownica, jest półsierotka, jest las. Z tego będzie fajna przyjaźń.

Nie za górami, nie za lasami, ale w Grajdołku nad Grajdołkami

Ta książka jest super. Są w niej wszystkie istotne atrybuty współczesności, z telewizorem włącznie i hm, sokiem malinowym dla dorosłych, jeśli wiecie, o czym ja mówię. Babcocha jest trochę czarownicą, a trochę babcią. No i jest półsierotka Bernadetta, która marzy o tym, by po pierwsze – tata się nią zajął, a po drugie – żeby mieć mamę.

Nie ma za to takiej prostej naiwności charakterystycznej dla bajek starej daty. Babcocha nie zmienia świata w mig, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Owszem, strzela swoim magicznym paluchem, ale w małych sprawach, które spokoju świata nie mącą. W dużych działa małymi krokami, metodycznie, czego dowodem jest dokonująca się na przestrzeni całej książki metamorfoza Antoniego Ryby.

Babcocha ma swoje sposoby, żeby pomóc. Nie wszyscy nawet dostrzegą, jak ona to robi, bo „ludzie zwykle patrzą niezbyt uważnie”.

Fajny to świat i trudno go nie lubić. Podobnych jemu mieszkańców pewnie znajdziemy wszędzie, ot, takiego zrzędliwego Józefa Gołębia i ciosającą mu kołki na łbie Gołębiową, ale sztuką już jest takie opowiedzenie o małomiasteczkowości, że robi się ciepło na sercu. Dorosłemu. Dziecko po prostu śledzi starania Babcochy, harce Orzechowego Licha i dobrze się bawi.

Dobrze bawiłam się i ja. Czytałam z ciekawością. Z radością słuchałam, bo książka Justyny Bednarek, autorki m.in. „Bandy Czarnej Frotte”, jest bardzo dobrze napisana. I śmiałam z moją córką, i ze dwa razy wzruszyłam. I jedyny niedosyt, jaki mam, to że książka już nam się skończyła.

Po takiej serii zachwytów ocena nie będzie żadną tajemnicą. Szóstka. A jedyną rzecz, jaką zmieniłabym przy kolejnym wydaniu, to czcionka. Przydałaby się większa.

„Babcocha”

Autorka: Justyna Bednarek

Ilustracje: Daniel de Latour

Wydawnictwo: Poradnia K









Dodaj komentarz