Sam w mieście

„Sam w mieście”. Jak dobrze móc wrócić do domu

„Poradzisz sobie. Jeśli chcesz, posłuchaj tylko kilku rad” – mówi w myślach chłopiec – narrator książki „Sam w mieście”. Książki, która jednym się spodoba i wzruszy ich do głębi, a innych skłoni do narzekań, że za mało w niej tekstu, że smutna, że długo nie wiadomo, o co w niej chodzi. Ale gdy się już dowiedzą, kamień spadnie im z serca – lecz troska pozostanie.

Ta historia zaczyna się od obrazów i to obrazy są tu najważniejsze. Tworzą klimat, ale też posuwają akcję do przodu, bo to na nich widzimy, co teraz robi bohater. A bohaterem jest chłopiec, który sam porusza się po mieście. Wielkim mieście, sądząc po kolorze taksówki – Nowym Jorku. Widzimy go w komunikacji miejskiej, na chodniku pełnym ludzi, ale i na mało uczęszczanych ulicach. Na tle zatłoczonego miasta wydaje się bardzo mały, bezbronny i aż się dziwimy, że jest sam, bez nikogo dorosłego obok.

– Ile on ma lat? – pyta mój syn. Tego możemy się jedynie domyślić. Na pewno jest starszy niż moje dzieci, bo chodzi sam po mieście.

Drugie pytanie brzmi jednak: dlaczego? Dlaczego to robi?

Zgubił się? Uciekł? Wagaruje? Na szczęście nic z tych rzeczy. Ale, ale: czym są rady, które chłopiec przywołuje w myśli? Czy to jego słowa do samego siebie, by dodać sobie odwagi, czy na przykład mamy, która wcześniej przygotowała go do wędrówki po mieście? Na te pytania znajdziemy odpowiedź, jeśli tylko będziemy śledzić ilustracje. Dzięki jednej się trochę uspokoimy, choć nie przestaniemy roztkliwiać – powód wędrówki chwyta za serce.

Ta książka dla moich dzieci nie była w oczywisty sposób interesująca, nie garnęły się, by same ją przeglądać. Ale kiedy usiedliśmy przy niej razem, kiedy porozmawialiśmy o każdym z obrazków po kolei, historia zaczęła się toczyć, a na końcu powiedziały – fajna. Wymagało to jednak pewnego podprowadzenia. Wydaje mi się, że mimo tego, że jest uboga w tekst i bogata w ilustracje, nie ma co traktować jej jako książki dla małych dzieci. Zaryzykuję również twierdzenie, że nie ma co faszerować nią na siłę dzieci, które preferują akcję, tempo. To książka dla wrażliwców, refleksyjna, piękna przez swoje ilustracje i przekaz – one ją docenią. Tak to widzę, mnie się podobała od samego początku, lecz ja nie jestem dzieckiem.

„Sam w mieście”

Tekst i ilustracje: Sydney Smith
Tłumaczenie: Wojciech Szot
Wydawnictwo Sto Stron

Dodaj komentarz