"Plastusiowy pamiętnik"

„Plastusiowy pamiętnik”

„Plastusiowy pamiętnik” córka wypatrzyła w bibliotece sama. Przyłożyła okładkę z Plastusiem do serca i powiedziała, że bez niego nie wyjdzie. Nie oponowałam, ale byłam przekonana, że to książka nie dla nas. Dziecko ponownie mnie zaskoczyło.

Po miesiącu codziennego czytania musiałam przedłużyć termin jej wypożyczenia. Po drugim nie było już wyjścia, trzeba było książkę kupić.

Dlaczego myślałam, że ta gwałtowna miłość mojej córki do Plastusia nie miała prawa się udać?  W zasadzie wszystko było na nie.

„Plastusiowy pamiętnik” opowiada o szkole, podczas gdy moja córka, która w maju kończy cztery lata, nie chodzi jeszcze nawet do przedszkola i nie liznęła zasad zbiorowego kształcenia i wychowania. Mimo to zdaje się rozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. A to wcale nie takie oczywiste.

Powód pierwszy i najważniejszy: książka jest skrajnie niedzisiejsza. Począwszy od realiów, na języku kończąc. Tosia, która ulepiła Plastusia i do której należy piórnik, uczy się pisać. Używa do tego pióra, stalówek i atramentu. Ma kałamarz i nawet wycieraczkę do pióra, która wchłania nadmiar atramentu. Jak to dzieci przed wojną.

Myślę sobie: przecież ja nie mam nawet jak pokazać jej, o co chodzi z tymi stalówkami i kałamarzem. Dziecko z tym problemu nie miało ani przez moment. Ilustracje pokazały, co trzeba. Włącznie z kleksami. A rozdział o tym, jak Plastuś idzie rozmawiać z kałamarzem, by atrament nie brudził Tosi zeszycików, jest jednym z jej ulubionych.

"Plastusiowy pamiętnik"
Historyjka, jak Plastuś idzie negocjować z kałamarzem.

Trudny jest też język. I to zarówno w porównaniu do książek dla dzieci, które do tej pory czytałyśmy (dla trzy-, czterolatków), jak i obiektywnie – do książek dla dzieci pisanych współcześnie. Składnia, sformułowania, szyk, długie zdania. „Plastusiowy pamiętnik” powstał 80 lat temu i to się czuje. „Tej koleżance na imię jest…”,  słownictwo: gałganki, kabatek – kto dziś ich używa?

Całość, a mówię to po wielu, wielu głośnych czytaniach, brzmi dobrze. „Plastusiowy pamiętnik” ma wewnętrzny rytm, mimo złożonych zdań, są przerwy na oddech, więc dobrze się tego słucha. Zawiera wiele rymowanych fragmentów, więc łatwo się je zapamiętuje. Mimo że długo byłam sceptyczna, przełamałam się.

– Tyś stalówka ze złota, będziesz ładnie pisała.

Stalówka – skrzypu… skrzypu… gryzdu… gryzdu… po papierze smaruje. A co się ruszy, to kulfona usadzi. A co się przesunie, to o papier zawadzi. A co ją Tosia przyciśnie, to z niej atrament pryśnie.

 

"Plastusiowy pamiętnik"
Plastuś w samochodziku od koleżanki Tosi – Lodzi. Inni mieszkańcy piórnika mu zazdroszczą.

Najsilniejszą stroną tej książki jest bohater, którego dzieci lubią już za sam wygląd. Ja lubię go, bo wydaje się postacią z krwi i kości, a nie z plasteliny. Przede wszystkim jest pełen wad, ale takich małych, nieszkodliwych. Jest zazdrosny o innych, lubi się popisywać, a bardziej od siebie lubi i podziwia tylko Tosię.

Koniec świata! Na wszystkich ławkach rozpierają się lele. Wszystkie uczesane, z kokardkami większymi niż one same, postrojone. Napuszyły się jak sowy i siedzą na ławkach przed dziewczynkami, a jedna na drugą zerka, która ładniejsza. Lale wstrętne! Myślę sobie: „Lepiej iść spać do piórnika niż na to wszystko patrzeć…”

Plastuś jest niedoskonały, doskonała jest za to Tosia. Pomysłowa, gospodarna, pilna, pomocna, myśląca o innych. Tosia pożyczy ołówek i słowa złego nie powie koleżance, gdy ta, nie mogąc rozwiązać zadania, go pogryzie. Nie naskarży na nią, gdy pani podejrzewa, że to Tosia zawiniła. Takiego koleżeństwa uczyli jeszcze mnie w domu, z czym ja się zresztą skrajnie nie zgadzam, bo przecież trzeba się bronić, a nie wychowywać ciapy. Ale w świecie przedwojennej Tosi dzieci umiały jeszcze zreflektować się same i dlatego Tosi koleżanka, niejedna zresztą, potrafi przyznać się do błędu.

Plastuś musi więc być takim alter ego swojej właścicielki. On, jak i inne przedmioty w piórniku, odgraża się za nią. Taką to armię ma mała dziewczynka.

"Plastusiowy pamiętnik"

Nie sądziłam, że będę rekomendować książkę, która jest lekturą. Ba, która pewnie była lekturą i w mojej podstawówce, choć tego nie pamiętam. Moja szkoła, pominąwszy stalówki i kałamarze, nie różniła się specjalnie od tej z książki Marii Kownackiej. Moja córka nie ma na nią szans, czasy się zmieniły. Fajnie więc popatrzeć, jak tamtejsze dzieci potrafiły wyczarować tyle rzeczy z niczego. Dziewczynki szyją lalkom ubranka, wyszywają husteczki. Robią samochodzik z pudełka po zapałkach i dwóch szpulek, żagłowkę ze skórek pomarańczy. Teraz dzieci bawią się gotowymi zabawkami. Ta książka może natchnie rodziców i dzieci, by robić więcej samodzielnie, wykorzystując najprostsze rzeczy.

Co ja będę więcej gadać. Od nas szóstka.

"Plastusiowy pamiętnik"„Plastusiowy pamiętnik”

Autorka: Maria Kownacka

Ilustracje: Artur Piątek

Wydawnictwo Siedmioróg

Jedna myśl na temat “„Plastusiowy pamiętnik”

Dodaj komentarz