Emi i tajny klub superdziewczyn

„Emi i Tajny Klub Superdziewczyn”. Sam tytuł elektryzuje

„Emi to dziewczynka taka jak Ty” – czytamy na okładce pierwszego tomu z serii „Emi i Tajny Klub Superdziewczyn”. Moja siedmiolatka wpadła w te opowieści bez pamięci, a ja gdy ich słucham, jestem co najmniej zaskoczona. Język i sposób myślenia bohaterów bardziej mi się kojarzy z nastolatkami niż z dziećmi rozpoczynającymi szkołę. Najwyraźniej jednak to się podoba.

Rodzice bywają nieznośni, wpychają dzieciom te „Anie z Zielonego Wzgórza” – powiedziała w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Joanna Olech, pisarka, ilustratorka, propagatorka czytania. – Warto podążać za upodobaniami dziecka. Jeśli syn/córka wybierze coś, co nas odstręcza, to się nie zniechęcać. Mało tego – dokupić kolejną książkę tego samego autora. Jak dziecko czyta komiksy – kupować komiksy. Jak fantastykę – to fantastykę – przekonywała Olech.

Joannie Olech chodzi o to, żeby rodzice nie podtykali dziecku na siłę swoich lektur, takich ulubionych z dzieciństwa, lecz by pozwolili czytać coś, co samo wybierze, bo dzięki temu będzie miało przekonanie, że książka to coś fajnego, a nie nuda czy obowiązek. Ja nie mam nic przeciwko „Ani z Zielonego Wzgórza”, przeciwnie, mam nadzieję, że córka, jak będzie starsza, też ją polubi, lecz jak będzie – tego nie wiem.

Wiem za to, jaki jest najnowszy samodzielny wybór mojej córki. Od kilku tygodni mamy dostęp do wielu e-booków i audiobooków zamieszczonych w jednej z aplikacji i moja siedmiolatka w te audiobooki wręcz wpadła. Oczywiście jest sporo takich, które zaczyna i których nie kończy, ale na ten moment jest jedna seria, której jest wierna. To „Emi i Tajny Klub Superdziewczyn”.

Kim jest Emi?

Właściwie nazywa się Stanisława Emilia Gacek. Pierwsze imię wydaje jej się kłopotliwe i niedzisiejsze, woli to drugie i od niego tworzy skrót – Emi. Jest jedynaczką, ma zapracowaną mamę bizneswoman i tatę architekta, czasem w ich domu przebywa brązowy labrador należący do jej cioci, która zostawia go, kiedy sama rusza w świat. Emi w pierwszym tomie chodzi do zerówki i któregoś dnia – trochę na złość chłopcom – postanawia założyć tajny klub. To ma być superpaczka fajnych dziewczyn. Pomysł podchwytują jej koleżanki i się zaczyna: ktoś tworzy odznaki, a Emi zostaje wybrany na przewodniczącą. To zobowiązuje, a że wyobraźnię Emi ma bogatą, to podejrzane wydaje jej się zachowanie profesora Kaganka, naukowca i taty jej kolegi, i wciąga dziewczyny w małe dochodzenie.

„Banalne”. „Mega!”. „Ale nuda”. ” Beznadziejnie”. Te określenia nader często padają z ust Emi. Emi zachowuje się według mnie bardziej jak nastolatka niż zerówkowiczka (mówimy o pierwszym tomie). To, jak odbiera świat, na co zwraca uwagę, jak się odzywa – miałam wrażenie, że to książka dla przynajmniej dziesięciolatek. Na dodatek bohaterki – koleżanki Emi – zaczynają oglądać się za chłopakami, Emi też spotka takiego, co do którego my, czytelnicy, wiemy, że ta znajomość będzie kontynuowana.

„Emi i Tajny Klub Superdziewczyn” czyta się i słucha bardzo dobrze. To bardzo przyjemne czytadło dla dziewczynek. Czy mi się ono podoba? Podoba mi się to, że Emi jest rezolutną, pomysłową, pewną siebie i samodzielną dziewczynką. Trudno jednak nie mieć zastrzeżeń do samego dochodzenia czy mało skomplikowanej fabuły. Ale nie one są tu najważniejsze. Chyba właśnie sposób myślenia i potoczysty język, którym komentowane są sytuacje z dnia codziennego – pominąwszy oczywiście to, że nie każdy prowadzi życie takie jak rodzina Emi – sprawiają, że idzie się przez to dalej i nawet nie zauważa się, że tom już się skończył.

Osobiście nie jestem zwolenniczką takich książek. W przypadku „Emi”, jak wspomniałam, nie miałam za wiele do gadania. Córka słucha jednego tomu za drugim, a jeszcze rysuje postaci bohaterek. Wymyśliła też, że sama stworzy tajny klub. Jej książka się podoba. Jest to niekwestionowany hit ostatnich tygodni w naszym domu.

„Emi i Tajny Klub Superdziewczyn”

Tekst: Agnieszka Mielech
Ilustracje: Magdalena Babińska
Wydawnictwo: Grupa Wydawnicza Foksal

Dodaj komentarz