Oto książka, która najbardziej przykuła moją uwagę ze wszystkich świątecznych nowości dla dzieci. „Ulica Siedmiu Mikołajów” ma zaskakujący tytuł (siedmiu Mikołajów?), przepiękne ilustracje i jest o celebrowaniu świąt rozumianych jako czas spędzony wśród najbliższych w atmosferze wzajemnej życzliwości. W moim domu stała się ważna również z innego powodu.
O tym, że tak książka jest dla nas, wiedziałam już od pierwszego zdania.
„Staś był dzieckiem świat. Urodził się w grudniu, więc co roku musiał czekać długie dwanaście miesięcy, żeby zdmuchnąć świeczki i wypowiedzieć życzenie. Niecierpliwie odliczał tygodnie oraz dni. Nie mógł się doczekać, aż wreszcie nadejdzie zima, a wraz z nią najmilszy czas w roku”.
Mam w domu takie Dziecko Świąt. Imieniny i urodziny syna wpisują się w czas przygotowań do świąt, potęgują rodzinne spotkania i owocują górą prezentów. Zima, a konkretnie grudzień, to dla niego najpiękniejszy czas w roku. Śnieg rano wita z niedowierzaniem: to dziś są moje urodziny? Śnieg w jego wyobrażeniach jest bowiem jak miara czasu: nadeszła zima, a więc urodziny i święta tuż, najlepiej już.
Święta to nie tylko prezenty
„Ulica Siedmiu Mikołajów” opowiada o chłopcu, który w całym tym świętowaniu najbardziej ceni sobie czas spędzony z bliskimi, wspólne siedzenie przy stole, słuchanie opowieści z dawnych lat. „Miał wtedy wrażenie, że ściany robią się cieplejsze, lampki świecą mocniejszym światłem, a serce domu zaczyna bić w radosnym rytmie: bum-bum, bum-bum” – czytamy. Czy właśnie nie takie wspomnienia z dzieciństwa o świętach pielęgnujemy w sobie i chcemy zapewnić naszym dzieciom?
Tym razem święta Stasia zapowiadają się inaczej. Chłopiec dowiaduje się, że najpewniej nie dojedzie na nie jego tata, zatrzymany w pracy za granicą. Nie pojawią się też dziadkowie, którzy raz jeden zapragną spędzić ten czas w ciepłych krajach pod palmami. Wszystko zaczyna się sypać…

Co więcej, chłopiec obserwuje, że i u innych sprawy nie toczą się tak, jakby chcieli. Jego uwagę przykuwa starszy pan, mieszkaniec tej samej kamienicy, który dowiaduje się, że jego ukochana córka nie przyjedzie na święta i będzie je musiał spędzić sam. Za dużo rzeczy idzie nie tak. A chłopiec chce inaczej: żeby wszyscy byli razem. Ma w sobie dużo ciepła i dobra, dlatego na przykład bierze na spacer psa ze schroniska, by ktoś tego zwierzaka zobaczył, zachwycił się nim i może adoptował. Co ciekawe, to on też daje prezent swojej mamie – rodzaj kalendarza adwentowego z kamyczkami, suszonymi kwiatkami, swoimi rysuneczkami, które miesiącami zbierał na tę okoliczność. W całej książce nie ma słowa o podarkach, które na urodziny i święta miałby prawo zgarnąć on sam, co dodatkowo podkreśla: nie prezenty są ważne.
Zatem czego chce Staś? „Najbardziej chciałbym, żeby nikt w święta nie czuł się samotny” – mówi. A potem: „Skoro nie mogę uratować świata, uratuję chociaż naszą kamieniczkę!”. I zaczyna działać.
Oczywiście nie mogę powiedzieć, co wymyślił Staś ani jak potoczyła się dalej ta historia. Zapewniam tylko, że jest ciekawie, magicznie, dowiemy się też, o co chodzi z tą nazwą ulicy.
Kilka niespodzianek
„Ulica Siedmiu Mikołajów” to książka piękna. Dosłownie i w przenośni. Ilustracje przygotowane do niej przez Marcina Piwowarskiego budzą mój niekłamany zachwyt. Są nastrojowe, świetnie wprowadzają w wymarzony czas oczekiwania na święta, ze śniegiem i różnymi detalami świątecznymi. Piwowarski fajnie zaznaczył tam perspektywę, część rysunków ma „zaznaczoną ostrość” jak na fotografii – punktowo. Domy i sklepy są dopracowane z detalami, włącznie z fakturą muru…

Ale, ale. Mówiąc o stronie wizualnej, nie sposób nie wymienić jeszcze jednego jej autora. „Specjalnie do tej książki powstał model miniaturowej kamienicy, wykonany przez artystę Przemysława Krzemienia” – czytamy na okładce „Ulicy Siedmiu Mikołajów”, a ja polecam, wejdźcie na ten link i zobaczcie sami te cuda. I właśnie stworzony przez niego model posłużył za niesamowite tło. Nie wiem, czy coś było ich pierwowzorem. Mnie przypominają te z ulicy Mariackiej w Gdańsku, która właśnie przez swój nastrój robiła za tło w niejednym filmie, albo przywodzą na myśl obrazy z zagranicznych filmów. Co z tego, że nie są typowe dla małego polskiego miasteczka – są urokliwe. Chciałoby się właśnie rzecz: jak z obrazka.
Z kolei Julita Pasikowska-Klica, autorka książki, to też autorka popularnego bloga o książkach dla dzieci Bajkochłonka, ba, to ona stoi za wydawnictwem Sto Stron. We wpisie odsłania kulisy powstania książki, podkreśla, że pisząc korzystała ze wspomnień z własnego dzieciństwa i chciała odtworzyć ten nastrój życzliwości. To jej się bezapelacyjnie udało.
Ta magia świąt w „Ulicy Siedmiu Mikołajów” widoczna jest na wielu poziomach. To książka ciepła i przepełniona empatią. Bardzo świąteczna. Moje dzieci chcą ją czytać i chcą jej słuchać.

„Ulica Siedmiu Mikołajów”
Tekst: Julita Pasikowska-Klica
Ilustracje: Marcin Piwowarski
Wydawnictwo Sto Stron