Pewnie zauważyliście, że nie recenzuję książek dla maluszków. Po prostu uważam, że tu ważniejsza niż książka jest inwencja rodzica. Dla „Where’s Mr Penguin?” robię wyjątek. Bo ma coś, dzięki czemu broni się sama.
Książkę „Where’s Mr Penguin?” dostaliśmy. I to dosłownie w ostatnim momencie, by zainteresowało się nim moje młodsze dziecko. Bo to książka z tych dla roczniaków, a ono właśnie skończyło dwa lata. Tak naprawdę mamy stosik książeczek dla najmłodszych – książeczek dotykanek, książeczek z czarno-białymi obrazkami, książeczek typu „co robi X”, gdzie dziecko coś pokazuje. Tylko nieliczne zdobyły sobie uznanie w oczach moich dzieci i pewnie kiedyś je opiszę. Ale zaczynam od tej najnowszej, bo jest z pewnością z gatunku tych, które będą się podobać.
To książeczka interaktywna. Otóż: szukamy w niej konkretnych zwierzątek. Gdzie jest, pytamy. A dziecko unosi kawałek materiału, udający na przykład górę lodową, i odkrywa zgubę.


To, że mamy do czynienia z odsłanianiem kawałków materiałów, okazuje się świetnym patentem, bo dziecko zajmuje się książeczką samo. Warto jednak poświęcić czas i towarzyszyć mu w tym. Dlaczego? Bo książeczka jest po angielsku. Liczę, że przez powtarzanie pytań i odpowiedzi coś w głowie zostanie.
Nasza ocena: cztery. Dobra książka. Może jest ona niższa niż sądzicie po bardzo pozytywnej recenzji, ale już mówię dlaczego. Wydaje mi się, że jest trochę za krótka! Wiem, że malutkie dzieci dużo nie potrzebują, ale spokojnie mogłyby być jeszcze chociaż ze dwa przykłady.
„Where’s Mr Penguin”
Ilustracje: Ingela P Arrhenius
Wydawnictwo: Nosy Crow