Urodziny Edzia

„Urodziny Edzia”. Dzwońcie po przyjaciół, jest impreza!

Gdy jest się dzieckiem, czeka się na urodziny przez cały rok. Ten dzień wydaje się wyjątkowy i chce się, by wszyscy świętowali go razem z nami. No i, rzecz jasna, przynieśli nam prezenty.

Edzio, dobrze znany nam bohater książek Astrid Desbordes, też czekał, czekał, a kiedy przyszedł dzień urodzin, ubrał się odświętnie – w czapkę z pomponów i pelerynę – i poszedł szukać przyjaciół. Przyjaciół, którzy na pewno będą pamiętać o jego święcie.

Dzień urodzin nadchodzi. Edzio ma w głowie gotowy scenariusz, jak taki dzień ma wyglądać.

Jakież jest jego rozczarowanie, kiedy ani myszka Polcia, ani Coś, ani miś Antoni, ba, nawet puchacz Jerzy nie składają mu życzeń, nie ściskają go. Zapomnieli – myśli. I jest mu bardzo, bardzo przykro.

Znacie? To posłuchajcie

„Urodziny Edzia” nie są historią odkrywczą ani wybitnie oryginalną. Mnie bardzo przypominają emocje animowanej Maszy z odcinka „Raz w roku”. Dzieciakom w niczym to nie przeszkadza. Przeciwnie, oczekiwanie na urodziny jest wspólne wszystkim, smutek, kiedy ktoś o naszym święcie nie pamięta, jest czytelny i dla prawie trzylatka, i dla pięciolatki.

Ojej, mówi mój syn. Łączy się w bólu z Edziem, o którym przyjaciele zdają się zapomnieć.

Wspominając o Maszy, poniekąd zdradziłam ważny element fabuły, no ale książka o urodzinach nie może skończyć się rozpaczą. Musi być wszystko, co kojarzy się z hucznym obchodzeniem urodzin. I jest.

Moje dzieciaki kochają tę część i zaraz po zamknięciu ostatniej strony wołają „jeszcze raz”. Syn nawet częściej, on za ponad miesiąc będzie miał swoje urodziny, więc jest dodatkowo nakręcony. A ja czytałam ją już tyle razy, że „wiewiórek” jako forma mianownika rodzaju męskiego przestała mi przeszkadzać.

Książka jest kolejną z cyklu „Edzio i przyjaciele”. Ma znaną z poprzednich części przefajną kolorystykę – zasługa Marca Boutavanta, jest pięknie wydana i świetnie nadaje się na prezent, zwłaszcza na taki na miesiąc przed urodzinami, by podgrzać emocje. Mnie samej wydaje się słabsza od – dla mnie zdecydowanie najlepszej „Polci i Helci”. Ale dzieciaki mają głos i dzieciakom się podoba. Dlatego od nas piątka. Uczciwa, bo dzięki „Urodzinom Edzia” córka zaczęła prosić też o „Edzia. Przyjęcie w blasku księżyca”, pierwszą część tego cyklu, nieco już w naszym domu zapomnianą.

„Urodziny Edzia”

Tekst: Astrid Desbordes

Ilustracje: Marc Boutavant

Tłumaczenie: Paweł Łapiński

Wydawnictwo: Wytwórnia

Dodaj komentarz