"Tańcz, Córko Księżyca!"

„Tańcz, Córko Księżyca!”. Każdy nosi jakąś historię

Dzieci do pewnego wieku widzą tylko to, co jest tu i teraz. Mama jest i zawsze była mamą, babcia zawsze była babcią. „Tańcz, Córko Księżyca!” odkrywa przed nimi, że jest jeszcze jakieś kiedyś.

Książka „Tańcz, Córko Księżyca!” zaczyna się nietypowo jak na historyjkę dla dzieci: od obrazka zgarbionej staruszki.

Popatrzcie na drogę,
popatrzcie na tę staruszkę,
staruszkę,
która idzie powoli,
staruszkę, która idzie i co chwilę przystaje,
bo droga jest długa,
staruszkę,
która idzie i co chwilę przystaje,
bo stopy ma ciężkie.

Staruszka bohaterką książki dla dzieci? Moje dzieci by tego nie kupiły. Ale to nie jest opowieść o starej kobiecie.

Potem następują retrospekcje i kobieta na kolejnych stronach jest coraz młodsza. Okazuje się, że kiedyś była ona najlepszą tancerką w okolicy. Piękną, zwinną kobietą, która umiała wytańczyć radości i smutki wioski.

Zabawa czasem w książce. Kobieta młodnieje na naszych oczach.

Dlaczego jednak nazwana jest Córką Księżyca? Bo urodziła się w nocy, kiedy była pełnia. Przyszła na świat jako dziecko bębniarza i pieśniarki. Po ojcu odziedziczyła kolor oczu, po matce kolor włosów, a po obojgu zamiłowanie do muzyki. Reagowała na nią od najmłodszych chwil. Jej babcia pierwsza dostrzegła, że ma talent do tańca.

I nie pomyliła się. Córka Księżyca tańczyła jak nikt wcześniej. Czasem radośnie, żywiołowo, innym razem delikatnie. Opisy tego, jak się porusza i jak wzrasta w tańcu są wręcz poetyckie.

Tańcz, Córko Księżyca!
Spójrzcie na obrazki. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że Córka Księżyca tańczy – jest w ruchu.

Takie rzeczy w książce dla dzieci?!? A jednak

Córka Księżyca miała też jedno marzenie. Nie zdradzę jakie, ale powiem, że się ono nie spełniło.

No to już wiecie. Nie jest to typowa książka dla dzieci.

Dla mnie najciekawszy jest jednak sposób przedstawienia fabuły. Mamy staruszkę. Dowiadujemy się, kim była wcześniej (młodnieje), poznajemy ją, jaka była jako malutkie dziecko, po czym znowu widzimy, jak rośnie, by na ostatniej stronie znów była staruszką. Tylko że już nie jakąś tam anonimową, zmęczoną starszą panią, tylko właśnie tancerką, kobietę pełną pasji.

Mogłoby zacząć się od narodzin. To jednak środek książki.

O ile sama historia jest poetycka i wzruszająca, przynajmniej dla mnie, o tyle ilustracje są ze wszech miar radosne. Kolorowe, pełne życia, ludzi, gwaru i ruchu. Tak, ruchu – moje dzieci nie mają wątpliwości, że oddają taniec.

Nie wierzyłam. Ale to dzieciaki oceniają

Przekombinowana – pomyślałam po pierwszym przeczytaniu „Tańcz, Córko Księżyca!”. Nie byłam pewna, czy sposób pisania mi się podoba, czy drażni – te powtórzenia fraz, powtórzenia całych zdań, trochę jak w piosence, trochę jak w wierszu. Przy trzecim czytaniu „wpadłam” i już wątpliwości nie miałam.

Zaskoczona jestem jednak odbiorem dzieci. Tym, że są w stanie docenić tę nie najłatwiejszą lekturę. Pal sześć forma. Początek jest ryzykowny. Dzieci nie chcą czytać o starszych ludziach. Ale już o tancerce – tak. Ba, o małym słodkim dziecku, które od pierwszych swoich dni zdradza dryg do tańca – jeszcze bardziej.

Kto przejdzie przez początek, dojdzie do końca. Ale kto ma dziecko, które potrafi się zniechęcić po pierwszym akapicie – to już nie wiem. Niemniej bez staruszki na końcu nie byłoby efektownej klamry fabularnej i przesłania, które w starszej, z pozoru nieciekawej osobie pozwala dostrzec kogoś wyjątkowego.

Moim dzieciom się podoba. Córka prosi, żeby ją kupić, a nie wciąż przeciągać termin oddania do biblioteki.

Dajemy szóstkę.

„Tańcz, Córko Księżyca!”

Tekst: Kouam Tawa

Ilustracje: Fred Sochard

Tłumaczenie: Katarzyna Skalska

Wydawnictwo: Zakamarki

Dodaj komentarz