"Pudl i frytki"

„Pudle i frytki”

Ryzykowna wyprawa. Zagrożenie. Obcy. Szukanie domu. W tej książce jest wszystko, co sprawi, że małe dziecko poczuje dreszcz na plecach i mimo strachu będzie prosiło o więcej. „Pudle i frytki” to opowieść podejmująca trudne tematy. I ostrzegam, autorka, Pija Lindenbaum, jedzie po bandzie!

Córka, 3 lata i 7 miesięcy, mówi: „Mamo, ja się chyba boję tych pudli…”. „Dlaczego?”. „Mają takie dziwne fryzury”. Waham się, czy kontynuować czytanie, ale Mała sama otwiera książkę w miejscu, w którym skończyłyśmy, i mówi: „dalej”. Były momenty, w których mówiła: „Te pudle chcą pieski przestraszyć”. Były takie, kiedy chciała o coś zapytać. „Dlaczego one się skradają?”. „Dlaczego pudle są szare?”, „Dlaczego teraz wszyscy są pomarańczowi?”. A to był efekt pierwszego czytania!

Dawno nie widziałam, by jakaś książka wywołała u mojej córki podobne wrażenie. To była ciekawość podszyta strachem. Emocje, które nie pozwoliły jej przestać słuchać tej opowieści. I chyba poczuła ulgę, kiedy ta historia się skończyła i że skończyła się tak, jak się skończyła. Bo uważajcie: to nie jest historyjka dla zupełnie małych dzieci. Według mnie jest dla od czterolatków w górę. I to jeszcze, moim zdaniem, z małą cenzurą… Dobra, po kolei.

O uchodźstwie dla dzieci

Punkt wyjścia jest taki. Trzy psy, Ulisa, Ludek i Katka, żyją sobie w kraju, gdzie niczego im nie brakuje.

Ale… pewnego dnia zostaje im tylko siedemnaście ziemniaków. A nowe nie rosną. Słońce świeci tak mocno, że nawet dżdżownice usychają. Kiedy Ulisa odkręca kran, kapie z niego ledwie kilka kropel wody.

Czujecie to? Potem jest tylko gorzej.

Żeby nie umrzeć z głodu, psy ładują się na łódkę. Chcą odpłynąć, lecz przecież nie zostawią na lądzie, powoli zamieniającym się w pustynię, samotnego Szczeniaka. No więc zabierają go i płyną. Początkowo radośnie, z piosenką na pyskach, a z czasem, gdy skończy się jedzenie, benzyna – i trzeba wiosłować, a lądu nie widać, w poczuciu beznadziei.

"Pudle i frytki"

Wreszcie docierają do krainy, gdzie żyją pudle. Są wyczerpane.

A Szczeniak leży bez ruchu, płaski jak skarpetka. Chyba nie żyje.

To „chyba nie żyje” mi przez usta nie przechodzi. Nie kupuję wizji, w której dzieci nie chroni się przed krańcowymi doznaniami. Uważam, że nastrój zagrożenia został już zbudowany i nie trzeba odwoływać się do obrazów, które my, dorośli, niestety znamy.

Dalej jest o spotkaniu z serii „my – oni”. O spotkaniu z innością. O tym, że nie każdy wyciąga pomocną dłoń. I o tym, że ten ktoś nieprzyjazny może zmienić zdanie. I że można żyć razem, mimo różnic.

„Pudle i frytki” bez tabu

Temat trudny? Trudny. Aktualny? Jak diabli. Można o nim opowiedzieć w historii dla dzieci? Można. I można to zrobić tak, że dzieci poczują, że to opowieść o czymś ważnym.

"Pudle i frytki"

Podoba mi się tak historia. Od pierwszego przeczytania. Jestem zaskoczona, że książka wzbudza tak duże emocje u mojego dziecka – jakby wczuło się w los psów z łódki i zastanawiało się, co mogą zrobić im te dziwne pudle z fryzurami jak zimowe czapki.

Za to wszystko szóstka. Choć nadal uważam, że widmo śmierci w książce dla dzieci to dla nas za dużo. I że czcionka mogłaby być bardziej czytelna. No i obrazki to niespecjalnie moja estetyka. Ale szóstka. Powód? Córka mówi: „bardzo najfajniejsza książka”. Ja dodaję: przydatna do wyjaśniania świata.

"Pudle i frytki"„Pudle i frytki”

Tekst i ilustracje: Pija Lindenbaum

Tłumaczenie: Katarzyna Skalska

Wydawnictwo: Zakamarki

Jedna myśl na temat “„Pudle i frytki”

Dodaj komentarz