Pracownia Aurory

„Pracownia Aurory”. Książka o świecie, który znika na naszych oczach

„Pracownia Aurory” nie jest książką dla każdego. Trzeba wrażliwości, żeby się w nią wczuć. Mówi o starszej pani, która zajmuje się naprawą złamanych serc. Ktoś we współczesnym zabieganiu tego potrzebuje?

Zakład Aurory mieści się przy ulicy Rzemieślników. Tej samej, przy której kiedyś znajdował się punkt repasacji pończoch, naprawa maszyn do pisania, kaletnik, szewc, zegarmistrz, krawiec. Wszyscy oni jednak pozamykali swoje małe lokale. W świecie, gdzie nikomu nie chce się czekać, ich działalność przestała mieć sens. Skoro można z łatwością kupić nową rzecz, czemu naprawiać starą?

Aurora czuje, że teraz kolej na nią. Do jej Zakładu Złamanych Serc od dawna nikt nie przychodzi. – Pora zamykać – myśli.

Ulica Rzemieślników odchodzi na naszych oczach. I to nie jest bajka.

Wtedy właśnie w jej drzwiach staje dziewczynka. Nie, nie jest klientką. Przyszła, bo na dworze pada, a ona chce przeczekać ulewę. Dostaje od Aurory ciepłą herbatę na rozgrzanie i zaczynają rozmowę. Rozmowę, która – choć to strasznie wyświechtane sformułowanie – zmieni życie ich obu.

Absolutny wyciskacz łez

Niezmiennie się przy tej książce wzruszam. Ile takich Ulic Rzemieślników zamyka się na naszych oczach? Ja jeszcze pamiętam, kiedy to szewc, zegarmistrz czy złotnik był ważnym punktem miejscowości. Czasem nawet pamiętam, gdzie mieli swoje małe zakłady. Teraz jest tam zupełnie co innego. Nic dziwnego, że mojej córce wiele zawodów wspomnianych w tej książce nic nie mówi.

Ale słucha. Słucha o naprawie złamanych serc. O tym, że każde jest inne, że człowieka można zranić na różne sposoby, a po tym, jak jego serce pęknie, to nie ma cudów, zostanie ślad. Na szczęście sercu można pomóc się zrosnąć. Na różne sposoby, bo nie na każde działa to samo. Jeśli mu się mądrze nie pomoże, to, owszem, serce się zrośnie, lecz może potem już nie umieć kochać.

Przypadkowa wizyta wlewa nową nadzieję w serce Aurory.

Dla mnie ta książka jest niesamowita. Mądra, metaforyczna, sentymentalna. Jednocześnie od początku w ogóle mi nie pasowała jako książka dla dzieci – które jednak są niecierpliwe, wiele robią w biegu – i jestem szczerze zaskoczona, że córka ją polubiła. No ale mam bardzo wrażliwe dziecko 🙂

Nadal jednak uważam, że nie jest to książka dla wszystkich. Jest trochę jak świat, o którym opowiada. Lubi być czytana powoli, ciągiem, bez przerywania, żeby jej klimat nie uleciał. Jest refleksyjna, niemal bez akcji, więc wyobrażam sobie, że niektórym dzieciom może zwyczajnie nie pasować. Nie sądzę na przykład, by kiedyś chciał jej słuchać mój syn – ta lektura wydaje mi się wyjątkowo skierowana do dziewczynek i też nie dla wszystkich. Po prostu nie każdy jest czuły na takie nuty.

W moich oczach – oczach dorosłego – „Pracownia Aurory” jest piękna. I cieszę się, że córka wysłuchała jej kilka razy. Dajemy piątkę.

„Pracownia Aurory”

Tekst: Roksana Jędrzejewska-Wróbel

Ilustracje: Jona Jung

Wydawnictwo Bajka

Dodaj komentarz