Nela mała reporterka

„Nela mała reporterka”. Ciekawość dodatkowo pobudzona lockdownem

Są różne rodzaje rekomendacji, ale nie ma skuteczniejszej od tej, którą podrzuci koleżanka. O Neli małej reporterce córka dowiedziała się właśnie od koleżanki z przedszkola. A ja jestem szczerze zdziwiona. Nie tym, że polecenie okazało się tak trafne, ale że to już. Że to już czas na Nelę.

„Mamo, czy wiesz, że jak się przyłoży telefon do takich specjalnych znaczków w książce, to wyświetla się film?” – mówiła moja córka, rozemocjonowana tym, co usłyszała od koleżanki o książkach Neli. Tak, to był ten argument, który przekonał moje dziecko: kody, po zeskanowaniu kórych można wyświetlić krótkie filmy na telefonie – na tyle egzotyczne, że słowa nie oddałyby tego, co one pokazują. Córka błagała, by mogła mieć jakąś książkę o przygodach Neli. Miała już rozeznanie, kim jest bohaterka („dziewczynka, która jeździ po świecie i o tym opowiada”) i kilka miejsc, w których była.

Tym, co przekonuje dzieci do serii o Neli, jest sama bohaterka: dziewczynka, trochę taka jak inne dzieci, ale która jeździ po świecie i opowiada o tym, co widziała. Ma jednak to szczęście, że może dotrzeć w każdy zakątek globu, kiedy trzeba, płynie motorówką albo leci helikopterem i ogląda na własne oczy to, czego zwykły turysta najpewniej nie zobaczy. Nela jest kimś więcej – jest podróżniczką, wszystko bacznie obserwuje i potrafi opowiedzieć o tym, co widziała. Jest dzieckiem, mówi językiem dziecka i do dzieci – to musi się podobać.

A to zdjęcia książki, które zrobiła moja córka 🙂

Nela wydała pierwszą książkę, gdy miała 8 lat

Kiedy moja córka miała rok lub dwa, w jednej z nadmorskich miejscowości, gdzie byliśmy na wakacjach, Nela miała prowadzić spotkanie autorskie i po raz pierwszy przyszło mi na myśl, że pewnie kiedyś pójdę z dzieckiem na spotkanie z nią. Niedawno zaś 15-letnia już Nela wydała swoją kolejną, szesnastą już książkę – „Nela i wyprawa w morskie głębiny”.

Moja córka na pierwsze swoje spotkanie z małą reporterką wybrała inną – „Nela i skarby Karaibów”. Wybrała po okładce, widząc obłędnie niebieskie morze i kolorową papugę. Książkę, z której dowiedziała się o wyprawach Krzysztofa Kolumba, o odkryciu Ameryki i gdzie faktycznie Kolumb dopłynął (nie, nie do Nowego Jorku), a potem o piratach, skarbach, ptakach, które swoim sposobem bycia przypominają jej piratów, wyrastających z wody lasach mangrowych. Jest trochę historii, trochę przyrody, zresztą świetnie pokazanej na zdjęciach, a jeszcze więcej przygody, której dzieci naprawdę mogą Neli pozazdrościć.

Nela korzysta z różnych środków transportu, by dotrzeć tam, gdzie turysta nie dotrze. Jest podróżniczką. Tu podróż helikopterem, która może wydawać się ciekawa sama w sobie.

Tym, co przewija się przez całą książkę, jest poszukiwanie skarbów. Skarbów, które przed laty miały być pakowane na statki, ale czy to w wyniku nieszczęśliwego wypadku, czy to ataku piratów właśnie, zostały bezpowrotnie utracone. Część pewnie leży na dnie morza – uważa Nela i próbuje podążyć ich śladem. Dedukuje, gdzie mogą być, a potem trochę jak detektyw próbuje szczęścia, pokazując jednocześnie piękno wyspy Hispaniola i okolic. Karaibów właśnie.

Za książką stoi gigant – National Geographic, znany z pięknych fotografii i właśnie strona wizualna jest mocną stroną książek o Neli. Ale są też mapy, rysunki Neli, kody, o których mówiła moja córka, dzięki którym można zobaczyć na filmie to, czego słowa nie oddadzą. Tak, to książka multimedialna i bardzo współczesna.

Fajne jest to, że dzieci tej książki słuchają, przeglądają ją, wracają do niej. Wynoszą coś z niej, nawet gdy nie czytają, bo wiele ciekawostek przekazanych jest na zdjęciach. Podobno moja córka, podczas zabaw w przedszkolu, powiedziała, że będzie rybą latającą, a zaraz podchwyciła to koleżanka i też chciała taką być. A ja wiem, skąd moja córka dowiedziała się o tych rybach. Od Neli właśnie.

„Nela i skarby Karaibów”. Jak mowa o piratach, musi być dreszczyk emocji.

Podróż z Nelą w zastępstwie prawdziwej

„Mamo, pojedziemy tam?” – pytają moje dzieci, zmęczone ciągłym siedzeniem w domu. Chciałabym powiedzieć, że tak, ale złudzeń nie mam. W czasach pandemicznych taka seria podróżnicza, z pięknymi zdjęciami, rozbudza wyobraźnię, dzieci i dorosłych. Lecz nie ma co ukrywać – nawet gdyby ktoś pojechał w jakieś egzotyczne miejsce, takich przygód jak Nela by nie przeżył – za nią stoi przecież grupa ludzi, którzy wyprawy przygotowują, filmują itd. Niczego to nie umniejsza Neli, która nurkuje, lata, opowiada, przekazuje dzieciom cały swój entuzjazm. Chcę tylko powiedzieć, że nasze dzieci takich przygód jak ona nie przeżyją. Ale po to jest ta książka: przybliża to, co poza zasięgiem.

Moja córka uwielbia Nelę. Już wybrała kolejną część, którą chce poznać. Nasza ocena więc oczywista: szóstka – hit w naszym domu.

„Nela i skarby Karaibów”

National Geographic i Wydawnictwo Burda

Dodaj komentarz