"Pan Brumm" w naszym domu

Nasza rozprawa z Panem Brummem

Moja pierwsza przygoda z Panem Brummem była wyjątkowo niefortunna. Wrażeniami z książki Daniela Nappa „Pan Brumm tego nie rozumie” otworzyłam nową kategorię na blogu – książki skazane na banicję. Na profilu facebookowym rozpoczęła się dyskusja, bo niektórzy z Was się ze mną nie zgadzali (i dobrze!). Postanowiłam więc sprawdzić więcej opowieści z tej serii.

Przetestowałam cztery książki, które udało mi się wypożyczyć z biblioteki: „Pan Brumm obchodzi Boże Narodzenie”, „Pan Brumm idzie się kąpać”, „Pan Brumm obchodzi urodziny” i „Pan Brumm utknął na dobre”. Nie jest to pełna lista Panów Brummów . Zależało mi po prostu na „zwiększeniu próby”, czyli na poznaniu jeszcze kilku historii Daniela Nappa, żeby przekonać się do nich lub trwać przy swoim zdaniu. A kupować nie chciałam, bojąc się, że mogą być to źle wydane pieniądze.

Zacznijmy od tego, co nam, czyli mi oraz mojej córce, się podobało.

„Pan Brumm idzie się kąpać”

Pan Brumm zabiera swojego kumpla Kaszalota nad jezioro. Bierze zatem pod pachę akwarium z rybką, a także akcesoria do pływania dla siebie i udaje się w miejsce, gdzie co poniedziałek się kąpią. Tylko że tym razem jest tam już Pan Wydra i wędkuje, a niedźwiedź i jego złota rybka tylko mu przeszkadzają. Ostatecznie Wydra odchodzi jak niepyszny, wcześniej jednak opowiada amatorom kąpieli o Wkurzaczu, który ma się czaić w wodzie. I oczywiście losy bohaterów wikłają się tak, że wydaje im się, że spotkają Wkurzacza, którym zostali postraszeni…

"Pan Brumm idzie się kąpać"

Ta książka mi się podoba. Podoba się też mojej córce. Ma swoje mankamenty, np. tę nieszczęsną „chooo-inkę”, którym to słowem Pan Brumm wspomaga się w ciężkich chwilach w całej serii, lecz to drobiazg. Znacznie więcej jest rzeczy fajnych: akcja, element zaskoczenia, zabawne momenty, które sprawiają, że dziecko śmieje się w głos. Dobra zabawa.

Ocena: piątka.

„Pan Brumm utknął na dobre”

Tym razem Pan Brumm zamierza ściągnąć z półki słoik z miodem. Zamiast niego ściąga jednak słój ze złotą rybką, a chwyta go tak niefortunnie, że słój się chwieje i ląduje na głowie niedźwiedzia. Pan Brumm za nic nie może go zdjąć, a że ma ograniczoną widoczność i percepcję, ściąga na siebie jeszcze większe kłopoty. Ostatecznie głowę ma w słoju, nogę w konewce, łapę w garnku na mleko, a pupę w koszu na pranie. Nie da się ukryć: Pan Brumm utknął na dobre…

"Pan Brumm utknął na dobre"

Jest śmiesznie. Jak w filmach, w których facet ślizga się na skórce od banana, ale co tam. Pan Brumm jest wyjątkowo mało gramotny, jego rybka Kaszalot co rusz wspiera go radą, po której moje dziecko, gdyby miało odruch pukania się w głowę, to by to robiło, więc ubaw jest. Więcej nie zdradzę, choć już i tak pewnie się domyślacie, że siłą napędową pozostanie pytanie, czy Pan Brumm wyjdzie cało z opresji.

Ja nie byłabym sobą, gdybym się trochę nie bała, czy aby moja córka nie wpadnie na pomysł wkładania sobie na głowę przedmiotów mogących stanowić niebezpieczeństwo, lecz na szczęście to nie nastąpiło. Ale nie przyszedł też szał na książkę. Niby córka, słuchając opowieści, się śmiała, ale dwukrotne przeczytanie jakby ją tą historią nasyciło. O więcej nie prosiła. Trochę więc było z Panem Brummem, który utknął na dobre, jak z dowcipem, który raz opowiedziany, za drugim już tak nie śmieszył, a za trzecim…

Za tę część od nas czwórka.

„Pan Brumm obchodzi urodziny”

Pan Brumm zapomniał o swoich urodzinach. Nic nie przygotował, a tu przychodzą goście. Próbuje wmówić im, że ma najlepiej przygotowane przyjęcie urodzinowe i proponuje wyścig z jajkami bez jajek albo skakanie w workach bez worków. Gdyby nie zabawa w ciuciubabkę, pewnie zdegustowani koledzy rozeszliby się do domów, lecz dzięki niej miś wpada w kłopoty i akcja przyspiesza. Czy wystarczająco?

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że moja córka przy tej części się nudzi – jest zniecierpliwiona, nie może skupić uwagi. Najbardziej lubi odgadywać, co też mógł dostać Pan Brumm od swoich gości. Treść historii jej nie porywa, mnie również.

"Pan Brumm obchodzi urodziny"

Nie mogę nie zauważyć, że w tej części jest mocno zarysowany element wychowawczy. Pan Brumm osobiście wpada na pomysł pożytecznego świętowania swoich urodzin. Rzecz w tym, że moim zdaniem kompletnie nieciekawy dla dziecka. Przynajmniej mojego.

Oceniamy książkę na trójkę. Szału nie ma.

„Pan Brumm obchodzi Boże Narodzenie”

O tej części niedawno pisałam, robiąc zestawienie książek okołobożonarodzeniowych. Wtedy powstrzymałam się od oceny. Tu, oceniwszy inne części Pana Brumma, jednak napiszę wprost: dla mnie to „książka skazana na banicję”. Naprawdę uważam, że moje trzyletnie dziecko jeszcze ma czas na to, żeby zetknąć się z cwaniactwem i wymyślać, jak tu być większym cwaniakiem niż inni. A tu cwaniactwo jest na każdym kroku.

"Pan Brumm obchodzi Boże Narodzenie"

Zaczyna się, gdy Pan Brumm i jego koledzy chcą ściąć choinkę, lecz nie pozwala im na to Ryjek. Kiedy niedźwiedź wraca wieczorem, by jednak zabrać upatrzone drzewko, choinki już nie ma, a ślady wiodą do domu Ryjka… Potem jest jeszcze lepiej. Brumm z kumplami włamuje się do Ryjków pod ich nieobecność. Gdy ci niespodziewanie przychodzą, Borsuk (z bandy Brumma) cichaczem wynosi choinkę, a reszta złodziei improwizuje…

Wszystko byłoby fajnie, gdyby tej książki nie słuchała trzylatka, tylko pięciolatka. Starsze dzieci mają już zwykle kontakt z kreskówkami, w których takie rzeczy są na porządku dziennym. Moje dziecko ogląda w telewizji filmy dla dzieci, ale nie takie. I wolę też nie czytać mu książek w stylu „Pan Brumm obchodzi Boże Narodzenie”.

W przypadku serii autorstwa Daniela Nappa kluczowym problemem jest według mnie niedostosowanie treści książeczek do wieku dzieci. Wszystkie, które widziałam, wyglądają tak, jakby były adresowane do trzylatków. I rzeczywiście – „Pan Brumm utknął na dobre” i „Pan Brumm obchodzi urodziny” są moim zdaniem dla dzieci, które są w okolicach swoich trzecich urodzin. „Pan Brumm idzie się kąpać”, najwyżej przez nas oceniony, może być dla trochę starszych dzieci. Dlaczego? Tu, uwaga, będzie spojler.

Oto Wkurzacz z "Pan Brumm idzie się kąpać"

Na zdjęciu wyżej jest Pan Brumm, który nałożył do pływania wszystko, co miał, i ruszył do wody, by ratować przyjaciela. Rzecz w tym, że w tym wszystkim wygląda tak, jak według słów Pana Wydry miał wyglądać Wkurzacz. Moja trzyletnia córka, sama z siebie, nie łapie, że to jest właśnie Pan Brumm, a Wkurzacza nie ma. Bawi się przy tej historii dobrze, ale tego myku jeszcze nie ogarnia. Wszystko przyjdzie z czasem.

No a „Pan Brumm obchodzi Boże Narodzenie” w moim przekonaniu to książka dla jeszcze starszych dzieci, o ile w ogóle chcecie ją swoim dzieciom serwować.

To, co mi się w książkach Daniela Nappa podoba, dodam – we wszystkich książkach – to ilustracje, wykonane zresztą również przez niego. Tekst może mnie denerwować, a ilustracje kupuję w całości. Kto nie zna serii z Brummem, polecam mu zerknięcie na niemiecką stronę autora, gdzie jest dużo zdjęć z opowieści o fajtułapowatym niedźwiedziu: http://www.daniel-napp.de/dr-brumm.html

Tyle mojego po zapoznaniu się z kilkoma książkami Daniela Nappa. Reszta należy do Was. Zapraszam do komentowania.

Dodaj komentarz