"Magiczny pierścień". Oto Ludmiła Kraśnicka

„Magiczny pierścień”. Nigdy nie wiesz, jak spełni się twoje życzenie

„Magiczny pierścień” – w tym tytule kryje się tajemnica. I jej uległyśmy, wypożyczając książkę z biblioteki. Na mnie zadziałał dodatkowy wabik: wyglądała inaczej niż typowa książka dla dzieci.

I coś w tym jest. Bohaterką „Magicznego pierścienia” jest Ludmiła Kraśnicka. Dziwne imię jak na książkę dla dzieci, prawda? Co więcej, to śpiewaczka operowa. Żadna dziewczynka, żadna urodziwa panienka. Kobieta, na dodatek – co pokazują ilustracje – raczej brzydka. W mieście czuje się obco, nie ma przyjaciół. Kiedy na straganie dostrzega pierścień określany przez sprzedawcę jako magiczny, nie waha się – kupuje go.

"Magiczny pierścień". Każda dziewczynka ma taki w domu
Magiczny pierścień – każda dziewczynka ma taki w domu

Ale nie dane jej długo się nim nacieszyć. Pierścień od razu upada i toczy się po ulicy, toczy i za nic nie zamierza przestać. Ludmiła rusza za nim w pogoń, a za nią kolejni ludzie. Kataryniarz, wielbiciele opery, pani Nabieżnik – wszystko w myśl konwencji: nowe miejsce, nowa osoba, która przyłącza się, by pomóc. Kiedy pierścień wreszcie wpada do wody, z Ludmiłą jest już mały tłumek.

Świat, który trąci myszką

To książka, z którą mam prawdziwy problem. Niezwykle wartościowe wydają mi się ilustracje, przywołujące klimat XIX wieku. One, jak i opisywany świat, gdzie gwiazdą jest diwa operowa, w którym po ulicy przechadza się kataryniarz, a na rynku rajcują przekupki. Świat znany, nomen omen, z książek czytanych w podstawówce, i to bliżej końca niż początku. Ja dostrzegam urok tego świata, nie przeszkadza mi brzydota sportretowanej bohaterki, raczej przywołuje wspomnienie szkolnych sal pełnych portretów XIX-wiecznych autorów.

"Magiczny pierścień". Nie rozumiem, dlaczego te twarze są takie smutne.
„Magiczny pierścień”. Nie rozumiem, dlaczego te twarze są takie smutne

Mojej córce nie przypomina to nic, co zna. Kataryniarz? Bagażowy? Nawet nie jest ciekawa, co robią. Słowem nie wspomniała o operze, choć raczej nie wie, co to jest. Słucha o świecie, który jest jej obcy, ale nie dopytuje, nie jest go ciekawa. Dystans potęgują jeszcze specyficzne imiona i nazwiska: pani Nabieżnik, mama z Maruszką – to przynajmniej można było zmienić w tłumaczeniu na coś bardziej swojsko brzmiącego.

Książka dla starszych dzieci lub dla koneserów

Książka w naszym domu się nie sprawdziła. Nie z czteroipółrocznym dzieckiem. Nie chodzimy po muzeach, moja córka nie ma więc przygotowania do odbioru takich ilustracji. Pewnie inaczej będzie, jak będzie miała lat siedem, osiem. Zastanawiam się jednak, czy wówczas fabuła nie będzie dla niej zbyt prosta. Albo – gdy będzie już sama czytała – nie zniechęcą jej nazwy.

Biorę pod uwagę to, że „Magiczny pierścień” w innych domach będzie strzałem w dziesiątkę. Że spodobają się ilustracje, ich kolorystyka, język będzie wydawał się zrozumiały, świat – ciekawy. Albo że i w naszym domu będzie inny jej odbiór za dwa lata.

Mimo całej wyjątkowości tej książki – na ten moment oceniamy na trójkę.

Magiczny pierścień

„Magiczny pierścień”

Autor: Peter Svetina

Ilustracje: Damijan Stepancic

Tłumaczenie: Marlena Gruda

Agencja Edytorska Ezop

Dodaj komentarz