Kłótnia liter

„Kłótnia liter”, czyli każdy chce być wyjątkowy

Komu podobało się „Abecadło” Juliana Tuwima? U nas wierszyk święcił triumfy, jak córka miała dwa lata. Minęły kolejne dwa, a natrafiłyśmy na „Kłótnię liter” Janusza Jabłońskiego. Efekt ten sam.

Mówię tu o efekcie zachwytu przy użyciu podobnych środków.

Która litera jest tą najpotrzebniejszą, najważniejszą? A twierdzi, że ona – nie bez kozery jest pierwsza w alfabecie. B od razu zaprzecza. Wiadomo przecież, że ona ze względu na swoje dwa brzuszki jest wyjątkowa. I się zaczyna.

Przechodzimy tak przez wszystkie litery alfabetu. Każda ma coś do powiedzenia, każda ma swoje – mniej lub bardziej rzeczowe – argumenty. Są emocje, bo kłótnia z każdą stroną przybiera na siłę. Czy to na pewno są litery? – można się zastanawiać.

H ze złości tupie nogą,

aż z podłogi leci kurz.

– Wszyscy to zaświadczyć mogą!

H jest ważne!

No i już!

„J na I spojrzało z góry. – Patrzcie tylko, co za kmiot!”. Sami widzicie, litery nie przebierają w słowach.

Dynamiki tej prostej historyjce dodają ilustracje Agnieszki Myszkowskiej – też są proste, bo w większości to litery są tu ilustracjami właśnie. Są duże, wyraźne – w sam raz do nauki.

Dla mnie fenomen wierszyków o literkach jest niezbadany. Ale pamiętam, że sama uwielbiałam „Abecadło” Tuwima i znałam na pamięć. Z moją córką było to samo. Coś musi zatem w tym być. „Kłótnia liter” też jest bardzo lubiana w naszym domu. Dlatego polecamy.

Nasza ocena: piątka.

A niezdecydowanym powiem jeszcze na zachętę: książka kłótnią się nie kończy. To byłaby niepedagogiczne.

„Kłótnia liter”

Tekst: Janusz Jabłoński

Ilustracje: Agnieszka Myszkowska

Wydawnictwo Dragon

Dodaj komentarz