„Kapryśne wróżki” to krótka opowiastka dla najmłodszych. O wróżkach, które jak wiadomo powinny pomagać, ale im się nie chce. Krzywią się na cały świat i robią nieznośne.
– Mamo, czy to książka dla mnie? – pyta córka, pokazując „Kapryśne wróżki”, które właśnie przyniosłam z biblioteki.
– Aha.
Córka się nachmurza.
Wszyscy to znamy. Coś pójdzie nie tak, zmęczenie albo kategoryczne „nie” i nasze dzieci, takie przecież małe i słodkie, pokazują swoje drugie oblicze. Zaczynają marudzić. Odmawiają współpracy. Stają i za żadne skarby świata nie chcą się ruszyć. Płaczą. Tupią. Rzucają się na ziemię. Płaczą histerycznie. Dobra, wybiegłam za daleko.

W książce aż tak daleko to nie zaszło. W książce mamy stan, w którym to małe wróżki odmawiają wykonywania ich małych obowiązków. Nuda, fuj, od tego są dorośli – mówią. Każda prośba wywołuje ich niezadowolenie i grymas na buzi. Wróżki kapryszą, mówią „nie”.
Na szczęście wróżki są równie sprytne, co kapryśne.
Mają głowy na karku i wiedzą, że nie zawsze warto kaprysić. W mgnieniu oka stają się pomocne jak już dawno nie były. Nie, nikt nie obiecał im nagrody, dzieje się coś innego.
„Kapryśne wróżki” to książka dla najmłodszych – dwu-, trzy-, czteroletnich. Dla dzieci, które w kółko marudzą.
Nie jest to książka dla mojej córki. Na szczęście. Niepotrzebnie się z nią droczyłam.

„Kapryśne wróżki”
Tekst i ilustracje: Bethan Stevens
Tłumaczenie: Ernest Kacperski
Wydawnictwo Zielona Sowa