Jestem dzieckiem książek

„Jestem dzieckiem książek”. Forma jest, a gdzie treść?

Ochów i achów nad tą książką znajdziecie w sieci bez liku. Ja kupiłam tę książkę, znajdując rekomendację jednej z mam, która zapewniała, że lekturą „Jestem dzieckiem książek” zachwyca się jej pięcio- czy sześciolatka. Serio???

„Jestem dzieckiem książek” to z artystycznego punktu widzenia majstersztyk, dzieło sztuki. Ilustracje nie są takimi, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni – nie są po prostu tylko narysowane. Otóż obrazy tworzone są w dużej mierze ze słów. Albo słowa wkomponowane są w obraz. Tworzą drogę, fale, góry – budują to, co widzimy, kiedy czytając, używamy wyobraźni.

Co to za słowa? To też ma znaczenie. To fragmenty książek, które weszły do kanonu literatury dziecięcej i młodzieżowej. Fajny to pomysł? Dla mnie bardzo.

Jeśli więc chcecie pokazać dziecku książkę, która pod względem obrazów jest nietuzinkowa, to warto sięgnąć po „Jestem dzieckiem książek”. Zaskakuje detalami i jest pięknie wydana.

Ale. No właśnie: „ale”.

Moje dzieci są wciąż w wieku, w którym forma obrazu to coś bardzo odległego. Dla nas liczy się przede wszystkim treść. A ta jest… żadna.

Fabuła tu nie istnieje, choć opis na okładce będzie starał się nas przekonać, że jest inaczej. Czytamy w nim: „Mała dziewczynka przemierza na swej tratwie morze słów i przybywa do domu młodego chłopca. Zaprasza go na wspólną wyprawę do świata opowieści, w którym – dzięki odrobinie wyobraźni – wszystko może się zdarzyć”. Jeśli jesteśmy zbyt mali, by dać się ponieść ilustracjom, niecierpliwi albo po prostu niewystarczająco wrażliwi, to historii tu nie zobaczymy.

Powiem tak: ilustracje wyjęte z tej książki chętnie zawiesiłabym sobie na ścianach. Ale bez jednozdaniowych przekazów na każdej stronie, bo są strasznie męczące. OK, te na początku książki wydają się poetyckie („Jestem dzieckiem książek. Pochodzę ze świata opowieści. Unoszę się ponad wodzami fantazji”), ale im dalej w las… Na końcu są wręcz trudne do zniesienia („W naszym domu mieszka natchnienie” – no litości…).

To nie moja stylistyka, nie moja wrażliwość. I nie moich dzieci. Próbowałam córkę zainteresować formą, bo ta wydaje mi się naprawdę ciekawa, lecz bezskutecznie, według mnie jest na to za mała (niespełna siedem lat). Ta książka na pewno znajdzie dla siebie odbiorców, lecz wśród starszych czytelników, które spojrzą na to, „jak jest zrobiona” albo będą chciały zastanowić się, skąd pochodzą cytaty. Może nawet wcale nie wśród dzieci.

I tylko konsternacja. „Jestem dzieckiem książek” zdobyła nagrodę Bologna Ragazzi Award 2017 i została okrzyknięta książką roku dla dzieci. Cóż, widać moje dzieci są znacznie surowszymi krytykami.

„Jestem dzieckiem książek”

Autor: Oliver Jeffers
Ilustracje: Oliver Jeffers, Sam Winston
Tłumaczenie: Agata Mietlicka
Wydawnictwo Tekturka

Dodaj komentarz