Gilbert Wielki

„Gilbert Wielki”. Kto by pomyślał, że rekin będzie tak tęsknił

Nie sądź książki po okładce – mówi przysłowie. Rzecz w tym, że dzieci kierują się właśnie obwolutą. „Gilberta Wielkiego” syn wybrał w bibliotece dzięki rysunkowi uśmiechniętego rekina.

Mamy przed sobą historię o przyjaźni. Gilbert to żarłacz biały – a więc rekin we własnej osobie. Towarzyszy mu Rajmund, mała rybka remora. Wszystko robią razem, są nierozłączni.

Rekin i remora są przyjaciółmi. Taka więź nieczęsto się zdarza.

Do czasu. Pewnego dnia Gilbert budzi się, a Rajmunda nie ma. Nie wiadomo, co się z nim stało (ale dziecko będzie was wielokrotnie o to pytać, więc się przygotujcie).

Gilbert jest niepocieszony. Rozpacza, nic go nie cieszy. Mama stara się mu pomóc, odwrócić uwagę, zająć czymś innym. Bezskutecznie. Gilbert cierpi i wierzcie – wasze dziecko będzie bardzo mu współczuło, ta książka uczy empatii, serio.

Wokół tyle ryb, ale żadna nie jest Rajmundem…

Na szczęście na tym opowieść się nie kończy.  Gilbert nie będzie bolał wiecznie, jego życie się odmieni, więc spokojnie możecie czytać tę opowieść dziecku.  

Rekin pełen uczuć

W moim 2,5-letnim synu mieszają się pragnienie bycia groźnym z potrzebą bycia tulonym i traktowanym jak maluszek. Przy książce „Gilbert Wielki” szczerzy zęby jak przeraźliwy rekin, a za chwilę współczuje mu, bo jego rybka-przyjaciel zniknęła. Jestem wręcz zaskoczona, że ta książka tak u nas zagrała, bo syn raczej z tych wybrednych czytelników. „Gilberta” jednak połyka niczym rekin, każąc sobie go czytać każdego wieczora.

Książki z ciekawością wysłuchała też pięciolatka, choć w jej wypadku niemal codzienne słuchanie opowieści stosunkowo prostej i dobrze poznanej już nie wchodzi w grę.

Oceniamy na piątkę.

„Gilbert Wielki”

Autor: Jane Clarke

Ilustracje: Charles Fuge

Wydawnictwo Amber

Dodaj komentarz