Niech żyje tata Alberta!

A jaki prezent ty chciałbyś na urodziny? „Niech żyje tata Alberta!”

Zgadza się: na ścianie w dziecięcym pokoju mamy plakat z Albertem, to zdjęcie nie kłamie. Przygody Alberta Albertsona są przez mojego syna uwielbiane, a plakat z Albertem zawisł nad łóżkiem mojego syna obok Spidermana, Super Zingsów i Zygzaca McQueena. To na ich tle pokazujemy najnowszą część „Niech żyje tata Alberta!”.

Pamiętacie książkę „Urodziny Alberta”, w której to ciocia Fela organizuje Albertowi wielkie przyjęcie urodzinowe, podczas gdy on tak naprawdę chce spędzić ten dzień tylko z najbliższymi przyjaciółmi, Wiktorem i Miką? Tym razem urodziny ma mieć tata Alberta. I on też ma wyobrażenie co do tego dnia: że będzie dość zwyczajny. Albert uważa, że musi dać tacie prezent, bo tak się robi na urodziny, ale co można dać komuś, kto twierdzi, że niczego nie potrzebuje, a jedyne, czego chce, to grzeczne dziecko?

Denerwujące, prawda? Albert idzie po radę do cioci i babci, lecz zewsząd słyszy to samo: każdy tatuś chce mieć grzeczne dziecko. Zlekceważony – jak myśli o sobie – idzie więc pożalić się Wiktorowi i Mice. I razem wpadają na pomysł.

Prosty tekst, proste rysunki – ta książka dobrze nadaje się do samodzielnego czytania

Dzieciaki szepczą, śmieją się, widać, że coś kombinują, ale pary z ust nie chcą puścić. Kiedy więc nadchodzi dzień urodzin taty Alberta, ten jest autentycznie ciekawy, co też one przygotowały. I rzeczywiście: jest świetna niespodzianka. Z jednej strony tata Alberta otrzyma wszystko, czego sobie życzył, a z drugiej dostanie i tort, i prezent, o którym od początku myślał Albert.

Jest przy tym kupa śmiechu i radości po stronie małych odbiorców tej książki. Mój syn bardzo lubi całą serię o Albercie, a jedyną książką, której nie zna, jest „Albert i potwór” (przez tytuł, nie lubi „strasznych książek”).

Albert Albertson to pyszny klasyk. Czuć, że ta seria powstała jakiś czas temu – tata palący fajkę w domu niezbyt przystaje do obecnych czasów, ba, tata czytający gazetę też coraz mniej, bo niestety coraz rzadziej kupujemy gazety… Nie wspominając już o „Hokus-pokus, Albercie”, w której chłopcy chodzą do domu „czarodzieja” – starszego pana, który robi magiczne sztuczki, ale którego ledwo co znają. Nie wszystko jest też idealne, jak i nie wszystkie zachowania dziecięce, które tam obserwujemy.

Zatem co stoi za sukcesem Alberta? Atmosfera. Dom, w którym wszyscy się kochają, lubią ze sobą spędzać czas, ale też dają sobie pewną wolność na robienie tego, co chcą. To takie zwykłe, nieśpieszne życie. I emocje, w których przedszkolak się odnajduje, przyjaciele, którzy go rozumieją. I to, że z każdej sytuacji wyjdzie z uśmiechem. Albert wie, co jest prawdą i kto jest ważny w jego życiu i nawet jeśli inne dzieci mówią coś innego („Albercie, ty złodzieju!”), on nie musi zabiegać o zdanie każdego. I to jest bardzo mądre.

W naszym domu to hit.

„Niech żyje tata Alberta!”

Tekst i ilustracje: Gunilla Bergstrom
Tłumaczenie: Katarzyna Skalska
Wydawnictwo: Zakamarki

Dodaj komentarz