Przykładowa strona Basi

„Wielka księga przygód. Basia”. Część 1.

Zofia Stanecka, Marianna Oklejak

Wydawnictwo: Egmont

Ostatnio pisałam o książce, którą moja córka określa mianem ulubionej, a którą oceniłam zaledwie na czwórkę (patrz więcej>>). Wyjaśniałam, że określenie to w ustach mego dziecka padło cokolwiek na wyrost, pamiętam bowiem entuzjazm towarzyszący innym pozycjom, które zawładnęły nią na długie miesiące. Oto jedna z nich. „Basia”.

Kiedy dostaliśmy „Basię”, moja córka miała dwa i pół roku i w perspektywie to, że zostanie starszą siostrą. Tytułowa Basia ma co prawda pięć lat, a jej rodzina czeka na nowego członka rodziny. To przeważyło, że ciocia sprezentowała nam tę książkę. Przyznaję, na początku pomyślałam, że sięgniemy po nią najwcześniej za rok. Grubo się pomyliłam. „Basia”, zapewne również dzięki świetnym ilustracjom, zaczęła wypierać inne książki w naszym domu. Królowanie przyszło kilkanaście tygodni potem wraz z opowiadaniem „Basia i nowy braciszek” – kiedy i nasza rodzina się powiększyła.

okładka książki Basia. Wielka księga przygód

Jak wspomniałam, bohaterka ma pięć lat, a nasza córka w czasie, gdy po raz pierwszy zetknęła się z tą książką, była o połowę młodsza, dlatego nie czytaliśmy jej tego opowiadania zdanie w zdanie. Nie chcieliśmy jej podpowiadać, że wraz z pojawieniem się nowego członka w rodzinie może pojawić się też zazdrość, poczucie opuszczenia. Podobnie postępowaliśmy w przypadku innych opowiadań, kiedy jakieś treści wydawały nam się nieodpowiednie do wieku naszego dziecka. To jednak nic wobec wartości dodanej „Basi”. Nasza córka czuje, że to historie o niej. Rodzina Basi nie robi rzeczy niezwykłych, a jest fajniejsza niż tysiące rodzin z czarodziejskimi mocami. My też jesteśmy fajni.

Nasza ocena: szóstka.

PS A oto recenzja drugiej części „Wielkiej księgi przygód”.

Dodaj komentarz