okładka Wesołego Ryjka i zimy

„Wesoły Ryjek i zima”

Autor: Wojciech Widłak

Wydawnictwo: Media Rodzina

 

Podczas Big Book Festival moja córka upatrzyła sobie książkę „Wesoły Ryjek i zima” Wojciecha Widłaka i uznała, że bez niej stamtąd nie wyjdzie. „To moja ulubiona książka” – przekonywała a na dowód ściskała ją i przytulała, kompletnie rozczulając tym panie sprzedawczynie.

Nieważne, że to kolejna książka z cyklu, a my nie czytałyśmy poprzednich. Nieważne, że jest o zimie, a u nas lato. Musiałyśmy ją kupić. To w tej chwili ulubiona książka mojego dziecka.

„Dzień dobry, nazywam się Wesoły Ryjek” – tak zaczyna się każda opowieść o przygodach małej świnki. Przygodach, które ma szansę przeżyć każde dziecko. Bo oto Wesoły Ryjek jedzie z rodzicami na narty, tylko że w górach nie ma śniegu. Idzie po raz pierwszy do kina, lecz nie wie, czy może z nim iść jego ukochany żółw przytulanka, czy może potrzebny jest dla niego dodatkowy bilet. Nie może doczekać się świąt. Wreszcie wybiera z tatą choinkę, a zadanie ma trudne, bo Boże Narodzenie tuż-tuż i drzewka są już przebrane.

Z tego, co mu się przydarza, wyciąga naukę. „Dziś dowiedziałem się” – to podsumowanie każdego rozdziału. I tak Wesoły Ryjek na przykład próbuje zdefiniować, czym jest ognisko domowe albo mówi, co jest potrzebne do najlepszej bitwy śnieżnej. Niektóre wnioski są jednak trochę na siłę, mnie przynajmniej nie zawsze przekonują.

Książka jest dobrze napisana, więc przyjemność będą mieć z niej i dzieci, i rodzice. Ilustracje są w porządku, lecz nie powalają. I mimo zapewnień mojej córki o tym, że to jej ulubiona książka, oceniam ją na czwórkę. Pamiętam bowiem jej entuzjazm do innych lektur, a tu go w takim stopniu nie widzę. Doceniam jednak to, że skoro walczyła o książkę jak lwica, to konsekwentnie każe ją sobie czytać wieczorami. Nie zamiast, lecz oprócz innych pozycji.

Dodaj komentarz