Tup, tup, tup. Ze swojego pokoju wychodzi moja córka, ledwo co przebudzona, z grubą książką o Elmerze w rączkach.
– Gdzie tata? – pyta.
– Nie ma, wyszedł już – odpowiadam.
– Łeeeeeee!
Córka dostaje ataku płaczu. Podchodzę, próbuję uspokoić, dopytuję, o co chodzi. W końcu udaje jej się wykrztusić:
– Bo tata miał przeczytać „Elmer i hipopotamy”!
No tak. Wieczorem czytali książkę „Elmer. Słoń w kratkę”. Są w niej cztery opowieści. Trzy przeczytali, a ostatnia została najwyraźniej na następny dzień. Tylko że tata zdążył już wyjść…
„Elmer” cieszy się wyjątkowo dobrą opinią. Co recenzja, to zachwyty. Książka jest pomocna w pokazywaniu różnorodności świata i podejmowaniu trudnych tematów: odmienności, lęku przed tym, że inni nas wyśmieją, obaw o to, że nie będziemy w stanie czegoś zrobić. Elmer na tle szarych słoni jest nietypowy, bo w kratkę, i jest zmęczony swoją wyjątkowością, chce być taki, jak inni („Elmer”). Hm, a dlaczego różowej słoniczce niezwykły wydaje się szary słoń („Elmer i Róża”)? Z kolei kangur, któremu świetnie udają się podskoki, jest przekonany, że nie potrafi skakać i pogrąży się w konkursie („Elmer i nieznajomy”).
A opowieść, której domagała się moja córka? Sięgam po „Elmera i hipopotamy”.
„(…) Nadeszły trzy rozzłoszczone słonie.
– Elmer, hipopotamy przyszły i chcą tu zamieszkać – rozpoczął pierwszy z nich.
– Powiedz im, żeby sobie poszły- zażądał drugi. – Tutaj nie ma miejsca dla nas wszystkich.
– A jeśli nie zechcą odejść? – zapytał Elmer.
– To powiedz, że je zmusimy – tupnął nogą trzeci słoń”.
Okazuje się, że hipopotamy przyszły, choć wiedziały, że nie są w okolicy słoni mile widziane. Nie miały jednak wyjścia: ich rzeka wyschła, a one bardzo potrzebowały wody.
Hmm, komuś to coś przypomina? Wiecie, co zrobił nasz słoń, drodzy politycy?
Takie właśnie są opowieści o słoniu w kratkę. One mają uczyć, zachęcają do rozwiązywania problemów, wspierając dobre emocje. Tylko że ja osobiście nie przepadam za książkami, w których dydaktyzm wali po oczach (w tym zbiorze jest go pod dostatkiem, ale już wiem, że nie wszystkie części tak mają). Z drugiej strony, na czymś trzeba dzieci wychowywać, a „Elmerem” na pewno można się wesprzeć, tłumacząc trudne zagadnienia bądź wręcz zachować jak mądry słoń w kratkę, kiedy dziecko, niczym szare słonie, przychodzi po radę. Elmer zawsze dąży do porozumienia, wychodzi z inicjatywą, potrafi dać pozytywnego kopa innym i ma poczucie humoru.
Ilustracje – mucha nie siada. Charakterystyczne, kolorowe, dobrze współgrające z tekstem. Córka uwielbia się w nie wpatrywać, choć chyba przerasta ją wyobrażenie autora o afrykańskiej dżungli, bo co chwilę pyta: a co to jest?
Zbiór według mnie skierowany jest dla dzieci od trzech lat w górę. Co prawda czytałam go córce wcześniej, lecz nie sądzę, żeby była go wtedy w stanie w pełni zrozumieć.
Ocena? Będzie piątka.
Zapomniałabym. Jeszcze konkrety.
Autor książki: David McKee
Wydawnictwo: Papilon